9 lis 2020

Wilk syty... I kozy mądre jak psy 2

 ~ Archibald || Elia~

Zadowolony z przebiegu dnia wróciłem do domu. Dla pewności stwierdziłem, że będzie lepiej, jeśli przywiążę tego przeklętego pryka do kija w ziemi, przynajmniej póki nie wymyślę ogrodzenia, którego na pewno nie pokonają żadne rogate.
Tak więc pracowałem przez kolejne dni, kombinując, próbując, zmieniając plany i raz z dumą obserwując swoją pracę, raz zrywając wszystko i zaczynając od nowa.
Wreszcie, po blisko dwóch tygodniach, byłem zadowolony. Byłem pewny, że teraz już nic nie wejdzie i nic nie wyjdzie, pozostawiając moje stadko bezpieczne i grzeczne.
Mm, jasne. Jak wspaniale, że gdy rano tam ruszyłem, okazało się, że coś, COŚ zeżarło całą belkę ogrodzenia,  tuż przy bramce. Po podliczeniu stwierdziłem... Że tak. Znów to cholerstwo

Jakież było moje zdziwienie, gdy któregoś pięknego poranka młodsze wampiry, wysłane na zwiady przyprowadziły mi kozła. Ten według nich kręcił się wokół gniazda, nie umiejąc odpuścić. Po zapachu poznałem, że to ten sam kozioł co wtedy. Wydawało mi się to zupełnie irracjonalne. Czy w tak idiotycznej sytuacji, miałem prawo pomyśleć, że mężczyzna mnie śledził? Śledził za pomocą kozy? To zbyt głupie by mogło być prawdziwe. Aczkolwiek, jaki mógł być inny powód by zwierzę przedzierało się aż tutaj? Ponadto, lgnęło do mnie, jak pies który dawno nie widział właściciela. Obejrzałem go dokładnie, ale nie zauważyłem na nim wpływu niczego. Zdrowy kozioł, z standardowym głupim spojrzeniem, które zwodziło tych, którzy nie znali możliwości i natury tych zwierząt.
Nie zamierzałem poszukiwać właściciela, chociaż naprawdę zaczynałem być w stanie wierzyć, że to on poszukiwał mnie. Nie mogłem jedynie znaleźć celu w jakim miałby to czynić. Po chwili zamyślenia, pogłaskałem zwierzę po łbie. Następnie wydałem rozkaz nakarmienia go i napojenia. Acz gdy już miałem odchodzić, zostawiając go pod opieką swych dzieci, ten począł iść w krok ze mną. Widząc to dziwne zjawisko, westchnąłem, z drugiej strony, może zwierz naprawdę uznał mnie po prostu za właściciela i nie było w tym żadnego spisku? Może nie lubił wilkołaków? W zasadzie nie dziwne, by koza stroniła od wilków. Oznajmiłem krótko, że jednak sam zajmę się ‘’gościem’’. Nie musiałem nawet wołać zwierzęcia, zwyczajnie ruszyło za mną, jak pies. Potarłem skroń nieco zmęczony całą sytuacją, dobrze, iż w naszym gnieździe znajdowały się dhampiry, czasem spożywające ludzkie pożywienie, mogłem zaproponować kozłowi coś innego niż trawę. Może nawet ten specyficzny zwierzak, zostanie stałym lokatorem?

Wyśledzenie kozła nie było łatwe. Zwierzę kręciło się w kółko, i nawet wilkołaczy węch mi tu nie pomógł. Jego zapach był dosłownie wszędzie, jakby wściekle biegał tam i z powrotem, a jedynie słabo widoczne w trawie kozie bobki stanowiły jakiś dokładniejszy ślad.
Próba określenia kierunku bez łażenia ciągle zawracając okazała się mniej niż owocna; nie tylko znów się pogubiłem, ale jeszcze nic mi to nie dało. Pięknie, uh
Im dalej się zapuszczałem, tym bardziej zaskakiwało mnie to, jak daleko polazł koziol. Nawet ja się tu jeszcze nie zapuszczałem. Czego on tam szukał? Trawa nie była mu dość zielona, czy co?
Rozglądałem się. Parę razy nawet głowiłem się, czy nos mnie nie myli, ale zapach był coraz mocniejszy.
I tak, po długim marszu, poirytowany i głodny, dotarłem do jakiegoś wielkiego, emm... Budynku? No czegoś podobnego. Jakąś spółdzielnie sobie tu zrobili?
Znów zacząłem węszyć. Zapach, który dosłownie wylewał się z murów wydawał mi się znajomy... I to bardzo. Metaliczny, ciepły... Wampiry?
Ano chyba.
Cóż, mam nadzieję że się dogadamy. I że brzydzą się koziej krwi.
Czy jacyś poganie kiedyś w to nie wierzyli?
Stanąłem przed czymś, co mogło być głównym wejściem. Krótko spojrzałem w górę, głęboko nabrałem powietrza do płuc....
- ...ODDAJCIE MI MOJĄ KOZĘ!!

Przyprowadzili mu wilkołaka, uśpionego, jednemu z wampirów złamał palce, inne skończyły na siniakach i drobnych ranach. Zrozumiał, że zaatakował gniazdo. Po co miałby się tu pojawiać, w ten sposób prowokując jego młode? W pokoju przeznaczonym dla takich jak on- albo jak kto woli, celi. Kazał go przykuć, łańcuchami unieruchomić jego ręce. Zaś na szyję założyć, cóż, coś w rodzaju obroży. - Miała jednak inną właściwość niż ozdoba dla psów. Gdyby wilkołak się przemienił, rozerwałaby jego szyję. Nie chcieli go zabijać oczywiście, póki co Elia nie widział takiej potrzeby, Były to jedynie środki bezpieczeństwa.
Widząc jak wcześniej poradzili sobie z nim jego chłopcy, wolał sam się nim zająć. Stanął więc w progu drzwi, czekał, cierpliwy. Dopóki ten się nie obudził. 
- O cześć. Puścisz mnie? Siku muszę
Wampir uznał to za oczywistą kpinę. Acz nie pokazał po sobie irytacji, jaka w tym momencie go złapała. Odchrząknął
- Jesteś bezczelny. Wyjątkowo bezczelny jak na swoją sytuacje. Atakujesz moje gniazdo, a następnie kpisz ze mnie. - Zmarszczył brwi, w zasadzie nie do końca rozumiał intencje wilkołaka. Albo był niespełna rozumu, albo był zwyczajnie głupi, mógł też udawać takiego. Jak długo żył na tym świecie, tak nie pamiętał tak irracjonalnego przypadku. Zwykle łatwiej mu było odczytywać wszelakie istoty, on był dla niego trochę jak enigma. Acz wyjątkowo przy tym infantylna.

Co dziwny sposób na pobudkę... Na żadne BDSM się nie pisałem. I jeszcze ten pęcherz, ugh
- Okey, zacznijmy od początku. Powoli. - przybrałem względnie wygodną pozycję. Przy kilku kombinacjach udało mi się nawet wstać. Ciężkie to żelastwo. - A w ogóle to my się chyba znamy nie? To dużo wyjaśnia. Po pierwsze, nikogo nie zaatakowałem. Stałem sobie spokojnie, aż tu nagle cała horda się na mnie rzuciła. Po drugie, z nikogo nie kpię. Naprawdę chce mi się sikać. - parsknąłem. No zero kultury. - A zanim zaczniesz dopytywać, co tu robię, sam ci powiem; ten przeklęty KOZIOŁ chyba wyjątkowo cię polubił, bałwanku, bo znowu spieprzył. I nawet nie próbuj mi wkręcać, że go tu nie ma, bo kozy śmierdzą, każda inaczej. A ty capisz tym capem. Rozumiesz? - nie czekałem na odpowiedź. - No więc chcę go tylko odzyskać, zabrać do domu, i nareszcie znaleźć sposób żeby nie zwiewał. Jak żeś mi go zjadł, to mi proszę za niego zapłacić. Tak samo, jeśli chcesz go sobie zatrzymać. Nie zgadzam się na straty. - skończyłem swój monolog, patrząc z góry na stojącego niedaleko nibyducha

Elia nabrał swoistej pewności, mężczyzna był za głupi na jakikolwiek plan ataku na nich. Westchnął zrezygnowany, sięgnął po klucze, by rozpiąć mężczyznę. Nawet jakby miał cudem kłamać. To i tak by sobie z nim poradził. Współpracował, pomógł rozpiąć sobie obrożę, jak i ręce. Następnie, przypominając się, jakby nigdy nic, wrócił do tematu ustronnego miejsca. 
Wampir mruknął, że go zaprowadzi, następnie wyszedł z celi. Nieznajomy był jak szczeniak, który w pięć minut zapomina, o tym za co został skarcony. Pochwalił nawet architekturę.
Amanuel nie odpowiedział. Jedynie mruknął coś pod nosem. Jeżeli wilk miał dobry słuch, mógł usłyszeć, że układało się to w coś jak podziękowanie.
 Jego podopieczni przez lata starali się, by przebudować miejsce, należące niegdyś do ludzi, by było bardziej ‘’przytulne’’. Przynajmniej w kontekście, w jakim rozumiały to wampiry. Rzadko się już spotykało miejsca, tak zdobione i dopieszczone, jak jego gniazdo. Nie brakowało im środków, na urządzanie tych wnętrz. Każdy z jego młodych się o to starał. Więc, mimo swojej mrukliwości, doceniał zrozumienie ich kunsztu, nawet jeżeli komplement padł od półgłówka. 
Zatrzymał się przy drzwiach jednej z łazienek, wskazał na drzwi. A nim ten za nimi zniknął, rzucił jeszcze
-Odkupie od ciebie tę kozę. - Nie chciał, by sytuacja się ponowiła, łatwiej było już zostawić zwierzę przy sobie.

Z zainteresowaniem rozglądałem się po wnętrzach. Bardzo ciekawy styl, trzeba przyznać.
Gdy nareszcie, NARESZCIE zobaczyłem łazienkę, pospieszyłem tam. Mój biedny, biedny pęcherz...
Chowając się za drzwiami by oddać się przyjemności oddawania usłyszałem jeszcze wypowiedź... Hm. Wiedziałem, jak on się nazywał. Przedstawił się... Krótko jakoś, nawet bym powiedział, że kobieco... Ala? Ela... Eliza? Ah, Elia. Tak, to to. Jednak jeszcze mam dobrą pamięć.
Tak więc, usłyszałem wypowiedź Elii. Chciał go odkupić? Spoko. 
Przekrzykując odgłos płyn kontra płyn zacząłem informować go, jak miało to wyglądać.
- Ten cap jest dość dużo warty, od razu mówię. Zachował jajca, wyrósł duży i silny, do tego ma wyjątkowo piękną szatę i rogi. Idealny rozpłodowiec. Dobrze przygotowane mięso wręcz rozpływa się w ustach, chociaż podejrzewam, że to cię nie zainteresuje. Jeśli jeszcze żyje, mogę zaoferować w cenie pakiet żarcia i wskazówki, jak o niego dbać. Gnojek ma dopiero trzy lata, więc przy dobrej opiece pociągnie jeszcze piętnaście. - ahhh co za ulga. Woda, umyć ręce... - Taka koza jest lepsza niż kosiarka i pies stróżujący. No, chyba że już go wyssałeś, Elia

Swoim wywodem, Arche sprawił, że wampir zrobił coś, czego nie robił już dawno. Mianowicie, gdy mężczyzna wyszedł z łazienki,  parsknął śmiechem. Zasłonił przy tym usta. Jego spojrzenie złagodniało. Nabrało trochę życia. To z jaką lekkością zmieniał temat, naprawdę kojarzył mu się ze szczeniakiem. W jednej chwili bez problemu walczył z kilkoma wampirami, dał się pojmać. 
A po chwili jakby nigdy nic mówił o swojej kozie. Z takim komicznym zaangażowaniem, że Elii brakowało słów. Wszystko przy tym mężczyźnie zdawało się irracjonalne, ale o dziwo, nie irytowało go to. Nawet trochę ożywiało jego oziębły, oficjalny ton.
Wampiry przyzwyczaiły się, by z nim nie żartować, odnosiły się do niego z ‘’należytym’’ szacunkiem. Oficjalnie. Ozięble. Mężczyzna  przywykł do danej mu roli. Był przewodnikiem i władcą, wiedział, że nie przystoi mu się zachowywać dziecinnie. Acz wytracił przy tym zdolność do zwyczajnego rozluźnienia się. Stracił jakąkolwiek lekkość. 
Wilkołak zaś nie przejmował się tym wszystkim, wydawał się wieść spokojne pozbawione trosk życie. Co w dzisiejszych czasach było rzadkością, stanowił coś, czego Elia nie widział od lat. Beztroski. W tym oschłym zimnym świecie, nie było na nią miejsca. A przynajmniej tak uważał, do tego się przyzwyczaił. 
On po prostu przyszedł i to wszystko zburzył, po raz kolejny pomyślał, że to niedorzeczne. Całkowicie irracjonalne.

Przyznaję bez bicia, że ten śmiech mnie zaskoczył. W życiu bym się nie spodziewał, że ktoś, kto z wyglądu przypomina figurę zrobioną ze śniegu potrafi jednak pokazać jakąś emocje. Wow.
- A to jednak masz jakąś mimikę? - udałem potężne zaskoczenie. - Już myślałem że jesteś tak stary, że ci wszystkie mięśnie twarzy skamieniały, a poczucie humoru zdążyło nawet się rozkruszyć i rozsypać na wietrze. - parsknąłem. - To co z tym capem? Żyje? Chcesz karmę? Bo źle traktować go nie dam. A może jednak jest dla ciebie za drogi?

Westchnął na uwagi mężczyzny, nawet przewrócił oczami. Choć nie poczuł się wybitnie urażony jego komentarzami. W zasadzie to nie dziwił się, skoro nawet jego podopieczni uważali go za niezdolnego do żartów. Na co dzień faktycznie brakowało mu wigoru. Wszak uważał to za nieodpowiednie. 
W każdym razie, odchrząknął
-Zwierzę żyje, nie jadamy kóz... Ale wilki czasem tak – Dorzucił całkowicie poważnie, choć w rzeczywistości żartował - Nie znamy się na ich żywieniu, ale będzie miał tu dobre warunki. Nikt nie zamierza się nad nim znęcać. A to czy jest za drogi nie zależy od naszych funduszy, tylko czy faktycznie dla spokoju chcemy tyle wydać. Wciąż nie powiedziałeś, ile chcesz za zwierzę. Przyznam, że nie znamy się na rynku zwierząt...mięsnych? Aczkolwiek to nie znaczy, że możesz wywindować cenę. Po prostu nie bądź głupi – Skwitował na końcu, powolnie ruszając przez korytarz, do miejsca gdzie zostawił podopiecznego wilkołaka

- Oh, spokojnie. Nie mam zamiaru robić żadnych przekrętów, po prostu w tym wypadku sam będę potrzebował uzupełnić stado. Zasady wymiany. Co do ceny... - policzyłem szybko, mrucząc pod nosem. Wreszcie podałem cenę za zwierzę, a zaraz po tym kolejną, znacznie mniejszą. - Za to mogę ci cotygodniowo dostarczać świeże żarcie. Wszystko własnej roboty, i gwarancja, że jak strzeli bobkami to ci nie zostaną kleksy na podłodze. - spojrzałem w górę, przechodząc pod sporym łukiem. Aż zagwizdałem. Imponujące. Ciekawe jak to ogarnęli, bo na całkiem stare to nie wyglądało. Tak więc, albo nie tak dawno budowane, albo restaurowane. Nie umiałem sobie wyobrazić wampirzych wyrostków na jakichś podniszczonych maszynach, wykopanych spod gruzów apokalipsy i podreperowanych, w roboczym nastroju szpachlujących sufit. Drabiny? Nie no, skąd by takie drabiny wzięli?? Gleba murowana, praw fizyki nie oszukasz. Hmmmm... Może latają? Coś było kiedyś, o wampirach zmieniających się w nietoperze...
O tak, wyobraziłem to sobie... Zębate gacki, trzymające takie malutkie kielnie, latające od wiader z gipsem do sufitu, tam i z powrotem... Może któremuś coś spadło na kumpla lecącego niżej? Taka wampirza kraksa?
Murowany wampir... Ehhehehe
- ...Potraficie zmieniać się w gacki? - zapytałem z pełną powagą, zatrzymując się i wbijając wzrok w sufit

Z początku pytanie zupełnie zbiło go z tropu, zmarszczył brwi, również przystając. Spojrzał na sufit, na który patrzył z takim zaangażowaniem mężczyzna, ale nie widział w nim niczego, co mogłoby mieć jakąkolwiek zbieżność z jego pytaniem. Nawet nie mieli tu nietoperzy. 
Wiedział, jakie wśród ludzi krążyły legendy o jego rasie, ale teraz tacy jak on byli codziennością. Więc szokował go jego brak elementarnej wiedzy.
Obdarzył go spojrzeniem, jakby patrzył właśnie na największego idiotę. 
- Nie, nie zmieniamy się w nietoperze. Masz ty w ogóle, jakieś pojęcie o innych rasach? - Zmarszczył przy tym brwi.
- O kozach – Odparł mu, jakby zadowolony z siebie. 
Co już zupełnie załamało pradawnego wampira. Naprawdę, jak żył, nie kojarzył nikogo o takiej manierze. Może wilkołaki w wieku szczenięcym, ale nie dorosły, rosły mężczyzna. 
Chciałby wierzyć, że tylko udaje takiego, ale nie potrafił
- Cóż, więc rozumiem, czemu żyjesz sam jedynie z kozami… Cóż… bywają tacy, co wolą… zwierzęta  - Mruknął nieco zgryźliwie i dwuznacznie, odchrząkując i dodając już poważniej – Aczkolwiek wiedza o innych rasach naprawdę się przydaje… Czasem bez niej stajesz się bezbronny – Zerknął na niego, zmierzył wzrokiem – Nawet z twoimi atutami. Wygrana z młodziakami bez doświadczenia, to co innego niż gdybyś walczył z wprawionym wampirem, bez znajomości możliwości przeciwnika. Pamiętaj.

No co za dwuznaczność
- Gwarantuję ci, że mam preferencje inne, niż zwierzęta. Jeśli chcesz, mogę ci to zaprezentować~ - nie spojrzałem na niego. Wolałem pozwolić, by to, czy wywołałem jakąś reakcję, pozostało słodką tajemnicą, hehe. - Tak, taka wiedza się przydaje. I tak, głównie w walce. Nie lubię walczyć. Żyje sobie spokojnie i nikomu nie przeszkadzam, a to to dziś, to była moja największa utarczka od... Hm, 60 lat? Jakoś tak. - teraz spojrzałem na wampira. Zabawne było, jak niską był istotą. Oczywiście, sam byłem dość wysoki, ale on i tak był mały. Hehe.
- Wiesz, już parędziesiąt lat mieszkam w jednym miejscu. Sam go zbudowałem, może nie od podstaw, ale w dużej części. Od wielu lat jedynymi moimi towarzyszami były właśnie kozy i owce. Kochane zwierzątka, bardzo przyjazne. I cały ten czas żyło mi się spokojnie i dobrze. Naprawdę nie potrzebowałem wiedzy o innych rasach. Jeśli chcesz mi coś o sobie opowiedzieć, chętnie posłucham~ Ale teraz prowadź, czas zadbać o interesy

-Musisz być bardzo samotny i zdesperowany, spędzając tyle czasu tylko z kozami. To ze względu na to ta propozycja… udowodnienia mi czegoś? Po tym czasie zresztą, wątpię byś był w stanie komukolwiek coś udowodnić. -Odbił piłeczkę, nie dając wytrącić się z równowagi, jego mina dalej była jak wyrzeźbiona z marmuru. Choć kącik ust delikatnie się unosił ku górze. Niemal niewidocznie. Szedł wciąż przed siebie, i co jakiś czas mijały ich inne wampiry, ale żaden nawet nie śmiał zapytać czemu wilkołak został wypuszczony. Decyzje Elii uważali za nieomylne.
I choć mogło się zdawać, że nigdy już nie dotrą do miejsca do którego prastary wampir prowadził, w końcu dotarli do drzwi prowadzących na ogród. Dopiero tutaj można było zrozumieć wielkość i majestat budowli, która obejmowała swym ogromem ogród z każdej strony. 
-Gdzieś tu jest – Skomentował mężczyzna, rozglądając się po krzakach i drzewach, swoim zmęczonym spojrzeniem. W zasadzie nie musiał szukać, koza podeszła do swojego ‘’pana’’ jak pies… problem był tylko jeden. Podeszła do krwiopijcy, nie wilkołaka. Sam nie wiedział, co kierowało tym zwierzęciem, ale najwidoczniej, nie miało na celu się zmienić.  -Jak widzisz, żyje. - Skomentował głaskając domagającą się pieszczot kozę.

- Ano, widzę, że żyję. Szkoda jedynie, że widzę tu aż tyle trujących roślin. - skwitowałem krótko, rozglądając się. Trujak, trujak, trujak. I wszystko w zasięgu koziej mordy. - Albo będziesz musiał urządzić mu tu miejsce, albo, wziąć go gdzieś indziej. Kilka liści i będziesz miał truchło. - wskazałem na konkretną roślinę. A potem na następną, i następną. Musi też mieć na co się wspinać, ścierać kopyta, trzeba pilnować, żeby rogi nie wrosły mu w głowę. - wodziłem wzrokiem za zwierzęciem, które zaczęło krążyć, machając głową. Oh, dobrze wiedziałem, na co się szykuje...
- No i oczywiście musisz uważać. Koza zawsze będzie kozą, a te zwierzęta mają różne pomysły... Lubią płatać figle - zanim cap zdążył bucnąć wampira w biodro, a spodziewałem się, że ten poleciałby przy tym spory kawałek, złapałem go za róg. Wściekłe beczenie i próby pokopania mnie niezbyt mu wychodziły. - One wlezą wszędzie. Zjedzą wszystko. Przywalą wszystkiemu

Spojrzał na kozła zamyślony, potem na wilka. Nie spodziewał się, że naprawdę będzie miał tak dużą wiedzę na temat swoich zwierząt. Mówił o nich z pasją która w zasadzie trochę szokowała wampira. Szczególnie, że z początku wziął go za zwykłego ignoranta, może też po prostu idiotę.
Sam w zasadzie nigdy zbytnio nie interesował się zwierzętami. Nie posiadały uczuć wyższych, ani rozwiniętej inteligencji. Może poza pojedynczymi przypadkami. Oczywiście kozy nie były tak głupie, jak się wydawały. Doceniał ich inteligencje.
W końcu ten kozioł przybył tu tylko po jego zapachu, a za nim w zasadzie wilkołak, też po zapachu. (Choć ten drugi przynajmniej nie chciał tu pozostać)
- Wampiry będą się tym zajmować. Każe usunąć te trujące rośliny. Wszystko jedno co tu będzie rosło lub nie. Aczkolwiek, jak stracę cierpliwość, nie obiecuję, że będzie tu żył wiecznie. Tak czy inaczej. Każę ci zapłacić, ile tam sobie życzyłeś. Muszę jednak przyznać, że żywy inwentarz sporo kosztuje. Ludzie muszą mieć naprawdę spory problem z pozyskaniem takiego mięsa. Wampiry zachowały styl życia zwyczajnych drapieżników, nie musimy się przejmować takimi kwestiami… Po części, wszak naszym dhampirom zdarza się jeść ludzkie pokarmy. Ale z tego co mi wiadomo, nie przepadają za kozim mięsem. Acz tak jak mówiłem, nie obiecuje jego długiego życia.

- Mm, tak, oczywiście. Jeszcze się do niego przywiążesz. - wyszczerzyłem zęby z miną znawcy. Do tych zwierząt nie da się nie przyzwyczaić, są zbyt natrętne.
Odtrąciłem zwierzę i zacząłem wymieniać wszystkie konkretne i konieczne zmiany. Przy okazji zręcznie broniłem się przed na wpół zabawnymi, na wpół poważnymi atakami kozła.
Co jakich czas dla pewności pytałem, czy wszystko zrozumiał. Za każdym razem otrzymywałem spojrzenie które bez słów wyzywało mnie od idiotów, imbecyli i najgorszych innych półmózgów. Bawiło mnie to, więc po prostu kontynuowałem.
Niestety, nie zwróciłem uwagi na to, że kozioł zostawił mnie w spokoju. Ponownie zauważyłem go dopiero, gdy... Ze stójki staranował mojego rozmówcę

Wampir utrzymał się na nogach, ledwo, bo ledwo, ale utrzymał. Zwierzę go jednak zirytowało. Ukazując więc bardziej swoją instynktowną stronę, zasyczał na kozę, wyciągając pazury. Zapewne, za krótką chwilę, koza byłaby już martwa. A z jej poderżniętego gardła, sączyłaby się zmarnowana krew. Jak wampir już raz wspominał, nikt tu nie gustował w tym gatunku. A jako duża zorganizowana grupa, mogli sobie pozwalać na wybrzydzanie.
Jednakże tak się nie stało. Głównie za sprawą wilka, albo też dzięki niemu. Widząc reakcje Elii, zaczął się śmiać, pełen prostego rozbawienia.
- No widzisz, jakie to kochane? -Skomentował, wciąż nie wyzbywając się tego głupiego uśmieszku
Na jego słowa, białowłosy zwyczajnie schował pazury. Nie skomentował. Aczkolwiek, był nieco zawstydzony swoim wybuchem. Nie przepadał, za uleganiem instynktowi. A jeszcze bardziej nie chciał, by to właśnie on to zobaczył. Ta zwierzęca strona, której nie lubił ukazywać nikomu. Upokarzała go. Nawet, jeżeli było to głęboko w nim zakodowane. Czuł się istotą zbyt wysoko by tak po prostu ulegać zwierzęcym instynktom. Wolał zachować swoją poważną manierę. Z godnością. Cóż, tym razem się nie udało.
Właściwie, odkąd tylko wilk się pojawił, ciągle wybijał go ze swej codzienności. Jak fatum. Odchrząknął stojąc tak przez chwilę, bez najmniejszego ruchu. Zwierzę które przed chwilą go taranowało, zapomniało o zajściu, poszło jeść trawę. 
- W każdym razie – Zaczął, widząc to, jednocześnie chcąc odwrócić uwagę od tej upokarzającej sytuacji.. - Chodź, każe ci zapłacić i przy okazji zabrać stąd kozę, by czasem nic jej nie zabiło – Słowa które dodał, były dość ironiczne, biorąc pod uwagę. Że sam był przed chwilą gotowy zamordować kozę. Nie skupiał się na tym jednak i liczył, że Arche także o tym nie wspomni.

Ahhh, wspaniały widok. Niecodziennie, a i na pewno nie każdy ma okazję zobaczyć białego kozła trykającego białego, wampirzego emeryta. Z lubością wiodłem wzrokiem za zwierzęciem. Zero zmartwień, czysta radość życia.
- Dobrze, dobrze, chodź, zanim jeszcze raz powali cię mordercza koza - zachichotałem, ruszając za nim. Wciaż z zachwytem przyglądałem się architekturze. Chętnie złapałbym sobie kilka wolnych godzin, by to wszystko dokładnie obejrzeć..  Raczej jednak nie będę mieć takiej okazji.
Szedłem za mężczyzną, bez pośpiechu. Mi się nie spieszyło, a jemu... No, nawet nie wiem. Nie marudził, więc trudno.
Wreszcie jednak dokonaliśmy transakcji. Jakiś pionek otrzymał zadanie, by wysłuchać moich instrukcji i ogarnąć rośliny w ogrodzie. Pod koniec życzyłem mu jeszcze powodzenia, zdecydowanie mu się przyda. Ba, przy okazji udało mi się też przekonać szczęśliwego, nowego właściciela rogacza do dostaw karmy. Pełny sukces.
- No to, przyniosę niedługo pierwszą porcję granulatu. Gdzie tu jest wyjście?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz