10 lis 2020

Zdejmijmy mokre ubrania cz.1

 Otworzyłam zmęczone oczy, czując, jak mięśnie jeszcze nie do końca mi zaczęły funkcjonować. Ostatniego wieczoru poniosło mnie nieco, stąd pojawił się ogromny ból pleców. Że też zanim skoczyłam z budynku, nie wytworzyłam skrzydeł.

Z głębokim westchnieniem podniosłam się i ruszyłam do swojego prowizorycznego laboratorium, po czym wypiłam mieszankę ziół. Następnie przemyłam się w zimnej wodzie i postanowiłam poszukać jakiś zadań na dzisiaj, aby rozruszać kości. Przez zmęczenie umysłowe nie miałam nawet ochoty na siedzenie w lekach, postanowiłam że wezmę się za to dopiero w sytuacji kryzysowej, kiedy to niczego nie uda mi się zebrać. Założyłam czarny płaszcz z kapturem, aby nie poznano mojej rasy. Wyruszyłam z mieszkania w stronę pobliskiej karczmy, kwaśny deszcz wciąż kropił, sprawiając, że zaczynała boleć mnie głowa. Czy serio organizm aż tak musi reagować na pogodę? Otworzyłam ciężkie drewniane drzwi, a widząc istny burdel, zmarszczyłam brwi. Czy tam na stole leży martwy człowiek? Podeszłam do baru i podałam mężczyźnie kartę że zgłoszeniem chęci przyjęcia zadania. Na zdjęciu była moja podobizna, namalowana węglem, oczywiście zakapturzona.

- Będę przychodziła co trzy godziny. - Odparłam i wyszłam patrząc jeszcze ostatni raz na mężczyznę. Mijałam grupkę dzieci i wróciłam do mieszkania, gdzie zaczęłam przygotowywać swoje lekarstwa. Nie minęło 6 godzin, a już odczuwałam potrzebę przyjęcia płynu, wywołującego ekstazę. Dobijająca samotność zmuszała mnie do takich działań, aż z czasem się od tego uzależniłam. Po zażyciu specyfiku, stałam się mniej uważna i podczas wyciągania głównego elementu trucizny, zakułam się kolcem, po czym nie minęło pięć minut, a zaczęły mi się pojawiać halucynacje. Straciłam zmysł smaku, węchu... Mój wzrok stał się słabszy, a w głowie dudniło mi jak na jakiejś imprezie. Mimowolnie wybiegłam z domu, zaczynając widzieć, jak wszystko tonie w wodzie. Na dworze chybotałam się, nie mogąc złapać równowagi. Powtarzałam ciągle tekst jakiejś piosenki, a także zdzierałam z siebie wszystko co mi przeszkadzało, tak jak ramiączka koszulki, paski na spodniach. Złapałam się za głowę, czując, jak trucizna miesza się z uczuciem ekstazy, pożądania. Oparłam się o czyjeś mieszkanie, wyginając się i eksponując swoje kształty. Czułam się jak na haju. Wyraźnie krecenie się, sprawiało mi przyjemność porównywalną do seksu. Przez dłuższą chwilę oddawałam się całkowitemu odlotowi. W pewnym momencie ujrzałam jednak jakąś męską posturę.

- Wsz-o w orz-ku? - Usłyszałam jedynie pomiędzy świszącymi podmuchami wiatru. Przejechałam pazurami po ścianie, pomału opadając i chwytając się za rogi. Jęknęłam cicho, mając przed sobą widok dorodnego smoka. Spróbowałam wstać, ale nawet ogon nie pomógł mi złapać równowagi. Walnęłam nim o ziemię, nie kontrolując ruchów. Obwódki tęczówek oczu stały się świetlisto fioletowe pod wpływem trucizny. Mężczyzna powoli zbliżył się do mnie i kucnął. Nie byłam pewna jego zamiarów, ale w tamtej chwili mało co mnie to obchodziło.Podniósł mnie z krzykiem wysiłku na ustach, próbując przeprowadzić schodami do mieszkania. Czując, że stoję, zaczęłam mimowolnie robić kroki, nawet jeśli się chwiałam, to wciąż miałam siły by dźwigać chociaż część swojego ciała. Ogonem przez przypadek strzeliłam w jakąś puszkę, po czym -bodajże- w udo mężczyzny.

- Prezsie, jak zobię lekastwa, to już wóg nie stanie. - Odparłam niewyraźnie, a zaraz potem dało się zobaczyć na twarzy mężczyzny skrzywienie, wywołane strzałem z ogona.

- Hę? - Spojrzał na mnie, słysząc moje gadanie. - Jeszcze trochę i ty nie wstaniesz - szepnął sam do siebie marszcząc brwi, jednak ja go usłyszałam, po części niestety. - Albo ja jak jeszcze raz mi przyłożysz. - Odparł, gdy w końcu wdrapaliśmy się do mieszkania.

- Wlazł kotek na młotek, gdzie walnął go płotek, różyczka prawiła i kotka zabiła. - Śpiewałam i objęłam mężczyznę, po czym się wywaliłam na plecy, a mężczyzna na mnie. - Latam. - Mruknęłam, niejako wystawiając do nieba ręce. Czarnowłosy krzyknął na wypadek, a potem... tak jakby zaczął wyglądać inaczej? A może to po prostu mi całkowicie padło na wzrok. Nawet miałam wrażenie, jakby znów jego wygląd wrócił, a ubrania... pękły? Nie to z pewnością zwidy. Mężczyzna spojrzał na mnie i pokręcił głową.

- Matko... Kobieto uspokój się. - Powiedział do mnie. Machnęłam ogonem, uderzając się w ramię, co zaadoptowałam jako atak i złapałam go szponami, wyrządzając dziurę.

- A kto ty? - Powiedziałam do okaleczonego ogona, zaczynając go ciągać i się przymilać. W tym czasie nieznajomy wlókł mnie do salonu. Zanim się obejrzałam, z mojego ciała zaczęły znikać ubrania. Przeniosłam wzrok na mężczyznę, który miał ciemne włosy.

- Chcesz seksu? - Spytałam niepewnie, zaczynając się zastanawiać, na kogo naprawdę natrafiłam i czy będzie chciał mi zrobić krzywdę.

- Co? Nie. - Rzucił od razu, odsuwając się ode mnie, jakby wystraszony. - Wstawaj - Nakazał stojąc w odległości. - Wiem, że umiesz. Kładź się tam i nie gadaj.

- Nie ruszaj, bo zagryzę. - Mruknęłam i pomału z lekkim trudem wdrapałam się na łóżko. Ogon sam zwinął mi nie pomiędzy nogami, aż do czubka nosa. Mimowolnie oczy zaczęły mi się przymykać, ale trwałam dzielnie bez snu. Jedna z moich dłoni leżała na piersi. - Mięciutko.

Nie minęło dużo czasu, aż mężczyzna zostawił mnie samą i pozwolił odpocząć. Nie wiem gdzie był, ale poczułam się bezpiecznie. Przysnęło mi się na chwilę, a w tym czasie, usłyszałam tylko lekkie stąpania. Zignorowałam go całkowicie, chcąc się w końcu wyleczyć ze stanu. Głupotą było używanie tego środka ekstazy, ale nie myślałam wtedy, że mogłabym się zatruć kolcem. Spałam tak spokojnie, jednak nie na długo, nagle zachciało mi się pić. Wyczołgałam się z łóżka i zaczęłam szukać wody. Gdy ogarnęłam, że nieznajomy tam jest, na chwilę się zatrzymałam. Odwrócił wzrok, najwyraźniej mnie słysząc.

- Miałaś się nie ruszać. - Zajęczał cierpiętniczo. - Czego chcesz kobieto? Daj mi odpocząć. - Przyglądałam się mężczyźnie i wystawiłam język, dając znać, że chce mi się pić. Usiadłam na podłodze, zwijając ogon, niczym proszący pies. Widziałam jego zmieszaną minę, gdy patrzył mi w oczy. - Ale, że co? Mów do mnie słowami, nie wiem o co ci chodzi. - Oparł głowę na ręce.

-Pić. - Odparłam i chwyciłam go za nogawkę. - Co ci? - Przetarł zmęczoną twarz po czym raz jeszcze spojrzał na szklankę. Złapał za szkło podając mi wodę.

- Mogłaś zawołać - Stwierdził. - Wracaj na łóżko - pogonił mnie, przyglądając się jakby groźnym wzrokiem. Wypiłam z trudem wodę, po czym położyłam się na podłodze, zwijając w kłębek.

- Na kaca w spodniach picie mam, jeśliś pijany, chlaj. - Odparłam, nie zwracając uwagi na to, że nieznajomy chwyta mnie za ramie. Przez spowolnione instynkt nie bardzo zareagowałam na to co się ze mną dzieje.

- Musze iść do karczmy. - Zaczęłam mówić do siebie. - Muszę wziąć lekarstwo...



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz