12 paź 2020

Krew nad nocnym niebem cz.1

Arisowi pozwalał przetrwać instynkt i prawda życiowa, że nie należy polegać na nikim innym niż na samym sobie. Stał się na swój sposób zdziczały, chociaż jednocześnie sprawiał wrażenie łagodnego. Niczym piękna kapturnica, zwodząca owady na pożarcie. Acz dziś nie korzystał ze swoich wdzięków by zdobyć kolacje. Dziś polował. Ofiarę wybrał już wcześniej, ekscytowała go otoczka powolnego podążania za swoim przyszłym posiłkiem. Czuł satysfakcje z myśli, że rozerwie szyję o wiele większej od siebie zdobyczy; w tym jednym momencie nie liczyło się nic innego. Nie obchodziło go kim jest mężczyzna, nigdy nie myślał o tym czy jego ofiara jest dobra czy zła. Zresztą, Nikolai nie do końca rozumiał podział dobra i zła. Rościł sobie święte prawo do polowania, tak samo jak prawem wilka było zabić jelenia. Wilk nie przejmuje się tym że jeleń jest większy ani czy dobrym jest go zabić. Bo to on tu jest drapieżnikiem, przed którym należy czuć respekt. Proste prawa natury. Tak wszystko działało od setek lat, jeżeli nie od tysięcy (nie był pewien czy tysiące lat temu istniały wilki). Dlaczego więc miałoby być inaczej w wypadku młodego dhampira?

Ironicznie, tej nocy, wypatrzony przez niego brunet sam za kimś podążał. Zielonowłosy uraczył barwną postać tylko krótkim niezobowiązującym spojrzeniem. Drugi mężczyzna nie wyglądał jak żadne wyzwanie, toteż, nie widział w nim satysfakcjonującej ofiary. Z resztą, jeden mu wystarczył. Aczkolwiek, gdzieś z tyłu głowy, majaczyła mu myśl, zrodzona z naturalnej ciekawości. Kim był i czy byli w jakiś sposób powiązani. I najważniejsze, czy będzie próbował go bronić? Nieee, nie wyglądali na przyjaciół. Ani w ogóle jakby się znali. W zasadzie to ten niższy wydawał się nieśpiesznie próbować zgubić ‘’tego wyższego’’. Niestety, nieudolnie.
Podążając za tą dwójką, widząc jak wchodzą w ślepy zaułek, który sam dobrze znał, gdyż lubił tu zaganiać ofiary. (Chyba nie tylko on) Wspiął się na jeden z dachów. W absolutnej ciszy, opanował to już do perfekcji.
Znajdując się już na dość niskim daszku, zerknął na nijakie niebo.
Nijakie, szare, a jednak było w nim coś ciekawego, tak, mimo swej nijakości niebo ‘’żyło’’, cały czas się zmieniając. A księżyc majaczył gdzieś, w pełni. Szaman uśmiechnął się zadowolony do siebie, trochę dlatego, że zapowiadała się miła noc. Trochę zaś dlatego, że cieszył się iż zapamiętał pojęcie pełni księżyca. Nie znał do końca wszystkich faz. Wydawało mu się, że jak księżyc nie jest w pełni, to albo jest w ‘’rogaliku’’ albo w połowie pełni.
Wyrwał się ze swojego chwilowego letargu, przypominając sobie, czemu tu był. Och tak, ciężko by przeżył, gdyby teraz zgubił swoją ofiarę. Gdyby ta nagle się wycofała ‘’albo coś’’.
Ostrożnie nie zwracając na siebie uwagi, przyczaił się na dachu, zdejmując z pleców worek, z całym swoim dobytkiem; było to aktualnie niepotrzebne obciążenie. Potem będzie musiał po niego wrócić, ale pamiętał o takich rzeczach.
W trakcie polowania nic nie mogło krępować ruchów, dlatego przedmiot nie mógł iść z nim. Także z tego tytułu miał na sobie przylegającą koszulkę, odsłaniającą brzuch i krótkie spodenki. Ubrania niepotrzebnie przeszkadzały, ale chodzenie całkowicie bez nich, przede wszystkim zwracało uwagę i nie było akceptowane w miastach. Ogólnie nie było akceptowane gdziekolwiek.
Przygotowując się tak, zdał sobie sprawę, że w tym czasie mężczyźni zaczęli rozmawiać. Pozwolił sobie chwilę się przysłuchiwać.
-Wyglądasz na takiego, któremu nie brak pieniędzy… -Rzucił, do niższego upatrzony przez Arisa mężczyzna. Znów na niego spojrzał. Faktycznie wyglądał na takiego, był śliczny i zadbany. Taki delikatny z wyglądu.
- No nie powiedziałbym, że kradzione ciuchy to bogactwo – Odpowiedział drugi nieznajomy, śmiejąc się przy tym, choć był to nerwowy śmiech. Uniósł także ręce w nerwowym geście. Ludzie tak reagowali gdy chcieli swoją mową ciała powiedzieć ,,Nie chcę problemów’’. Utwierdziło to dhampira w przekonaniu jego delikatności. (Chyba, że próbował zwieść ‘’tego większego’’. Jednak sądząc po jego mowie ciała, wątpił w to) Cóż, w każdym razie nie podziałało, bo wyższy chyba ich chciał.
-Och, nie bądź taki skromny, na pewno coś masz. Skoro jesteś złodziejaszkiem, to może zwinąłeś coś ciekawego – Kontynuując, począł się do niego zbliżać, sięgając coś z tyłu kieszeni. Mimo panującego mroku, zielonooki dobrze widział błysk ostrza. Zmarszczył brwi, niezadowolony, choć nie do końca wiedział dlaczego.
Szatyn zbladł, klepiąc się po kieszeniach i chyba próbował jakoś się tłumaczyć, ale dhampir już nie słuchał jakie słowa kieruje do swojego napastnika. Skupił całą uwagę na swojej ofierze. Prosto z dachu rzucił się na mężczyznę, robił to już wiele razy. Często w tym samym miejscu. Acz za każdym razem było w tym coś nowego.
Złapał go w uścisk ze zwinnością typową dla dzikich zwierząt. Bez chwili zawahania, ludzkiej niepewności. Od razu wgryzł się ostrymi kłami w jego szyję, próbując rozszarpać delikatną część ludzkiego ciała. Niezależnie jak ktoś by nie był silny, zawsze mieli te same słabe punkty... Nieznajomy krzyknął, trochę z szoku, chociaż bardziej z bólu. Zachwiał się przy tym, ale ku zdziwieniu Nikolaia, nie upadł. Zdołał nawet zrzucić z siebie chłopaka, by następnie - jedną ręką trzymając się za krwawiącą głęboką ranę, drugą sięgnąć ostrze. Zdołał nawet zaciąć Arisa w ramię!
Ten jednak nawet nie jęknął z bólu, adrenalina w nim buzowała, wraz z pewnością, że niezależnie od starać, to on był już wygranym.
Oj tak, widząc jak mężczyzna się zatacza, miał pewność swojego zwycięstwa. Uśmiechnął się widząc, jak ten desperacko próbuje wymachiwać kawałkiem stali, w końcu padając na ziemie. Jeszcze żył, ale niedługo, jednym ruchem o wiele niższy chłopiec - właściwie wyglądem przypominający drobną kobietę dokonał swojego dzieła. Ostrymi pazurami, rozcinając krtań człowieka.
Następnie ukucnął, łapiąc za włosy osobnika i zlizał, lejącą się strumieniami krew. Była gorąca, przyjemnie koiła pragnienie i głód. Słodka, wiedział że dobrze wybrał, nie znał się na grupach krwi, ale wiedział, że od nich i od sposobu żywienia zależy smak posoki. - Także od stanu zdrowia.
Czuł, że ten którego upolował, był zdrowy, powodziło mu się. No więc, tak jak przypuszczał, to była dobra noc.
Odrywając się od ciała, czując, że jest najedzony, spojrzał na ‘’tego drugiego’’ który wydawał się sparaliżowany całą sytuacją.
Uśmiechnął się przyjaźnie, wycierając chusteczką twarz z krwi. Dopiero teraz, gdy jego własne emocje opadły, zdał sobie sprawę, że sam krwawi.
-O cholera, zaciął mnie – Zauważył , zszokowany patrząc się na swoją rękę, potem znów skierował wzrok na nieznajomego. I nie widząc w swym zachowaniu żadnej nieprawidłowości, dodał -A tak w ogóle to Aris jestem.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz