11 paź 2020

,,Na tym urzekającym martwym świecie...'' cz. 3

 Ich spojrzenia się ze sobą spotkały. Elia miał okazję patrzeć właśnie w oczy które dla większości były niczym więcej, jak oczami bestii. Jednego z tych bezmyślnych potworów które czasem spotykało się w dawno opuszczonych budowlach. Zgliszczach stanowiących echo niegdysiejszej ‘’świetności’’ ludzkiej architektury. Teraz panowały nią istoty których rozum wygasł już dawno temu. Acz on nie był jednym z nich, z bliska można było z łatwością dostrzec jego inteligentne spojrzenie. Choć wątpił, by wiele osób podchodziło do niego tak blisko.

W zasadzie jakby nad tym dłużej pomyśleć, to czuł lekkie wyrzuty sumienia, że dopiero teraz widział w nich ten znajomy, wyjątkowy błysk, echo ich wspólnej przeszłości. A przecież tą jedną wyjątkową rzecz pamiętał nad wyraz wyraźnie, gdyż nigdy nie próbował wyzbyć się jej z umysłu. Pomimo że zawsze pozwalał odejść swoim podopiecznym, nie znaczyło to, że z tyłu głowy nie majaczyła mu myśl o nich. Po prostu nie chciał ich ograniczać, jeżeli wybrali odejść od niego, godził się z tym. Wspominał, tęsknił, zastanawiając się czy sobie poradzili, albo czy są bezpieczni. Jednakże wiedział, że nie miał prawa ich zatrzymywać przy sobie. Jakkolwiek niebezpieczny nie byłby obecny świat, każda istota w danym momencie swojego życia, musi sama wybrać, jak chce je dalej prowadzić.
Aczkolwiek gdy wisiał tak, niczym szmaciana lalka, trzymany przez silne, ponadprzeciętnie duże ręce byka, ciężko było myśleć o nim, jak o tamtym bezbronnym naiwnym chłopcu. Dzieciaku o którego się bał, że może sobie nie poradzić. Wtedy wątpił, że tamto cielę może sobie samo poradzić.
Ile lat temu to w zasadzie musiało być? Dni zlatywały nader szybko, gdy do dyspozycji była cała wieczność. Wiedział, że patrząc z perspektywy śmiertelności, wypadało to zupełnie inaczej.
W każdym razie, przerośnięty pies, nazywany wilkiem, który ich ‘’zaatakował’’ uciekł, przerażony o wiele większym przeciwnikiem. Nawet dzikie zwierzęta, wiedziały kiedy walczyć, a kiedy ratować się ucieczką. Wampir westchnął głęboko, wciąż wisząc bezwiednie, trzymany przez mężczyznę.
-Cóż, to nie było potrzebne - Zauważył wyjątkowo łagodnie nawet jak na siebie. Co prawda nie bywał jakoś szczególnie agresywny, ale miewał dni kiedy łatwo było go zirytować. Może to lepszy dzień? A może po prostu to Orion miał na niego taki wpływ? Niezależnie jednak jaki by to nie był wpływ, w żelaznym uścisku nie było zbyt wygodnie. I ten chyba to zrozumiał, bo w końcu odstawił go na ziemie. Nieco chaotycznie migając przeprosinami. Nie do końca nadążył, ale ogólny kontekst zrozumiał.
Zupełnie nagle, co było do niego zupełnie niepodobne, wampir parsknął śmiechem, zakrywając usta dłonią. Niesamowite, pomyślał, jak tak groźnie wyglądający ‘’ potwór’’ mógł być tak nieporadny gdy dochodziło do rozmowy.
Gdzie.. w gruncie rzeczy Elia ze swoją zupełnie niepozorną aparycją, był niebezpieczniejszy od niego, patrząc oczywiście na temperament. Gdyby mieli ze sobą walczyć na poważnie, sam na sam, musiałby się naprawdę wysilić, by wygrać i był pewny że nie wyszedłby bez szwanku. Acz, nie obawiał się go, jeżeli w coś w życiu naprawdę wierzył, to w wierność swych podopiecznych. A jeżeli jego wiara miała zaprowadzić go do grobu któregoś dnia, czego nie raz mu życzono. Cóż, byłaby to co prawda śmierć wynikająca ze zdrady, ale i z jego niezłomnej wiary. Więc, nie żałowałby.
Wyrywając się z zamyślenia, wciąż z uśmiechem na ustach, poddając się tej przyjemnej chwili, pogłaskał go po pysku, po czym odchylił jego łeb ku sobie i pocałował go z troską w czoło, jak to czynił czasami, gdy ten był dzieckiem. Potem przytulił go na chwilę i odsunął się trochę. Otworzył usta chcąc coś powiedzieć, ale szybko je zamknął, zastanawiając się czy powinien się w ten sposób narzucać. Szybko odchrząknął wracając do swej standardowej miny.
-To dość niespodziewane spotkanie, nie jestem pewien dokąd zmierzałeś, ale jeżeli cel twojej podróży nie jest pilny, może zechciałbyś odwiedzić gniazdo? Co prawda wiele wampirów nie będzie cię kojarzyło, ale są też tacy, którzy ucieszą się z twojego widoku – Oznajmił w końcu, możliwe, że brzmiało to dość formalnie. Aczkolwiek trzeba było to wybaczyć Amanuelowi, wszak nie przywykł do spontanicznego zapraszania nikogo do siebie. W końcu mimo bycia ‘’matką’’ licznego gniazda, słyną z jednoczesnego bycia samotnikiem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz