~Ali || Daeva~
- Cały jesteś brachu?
~ Ta... Mam tylko małe zadrapanie, konieczne przy dobrej zabawie! -Zaśmiałam się,patrząc, jak po mojej dłoń spływa krew.
-L,to było niesamowite!
~Mh... Prześliczny widok...
- Hę?
~ Oh! Wybacz, troszkę się zamyśliłem.- Zachichotałam, wycierając ręce w koszule. - Rzucamy dalej? - Zerknęłam na bruneta podnosząc się na równe nogi - Teraz twoja kolej, aby być odbijającym.
- Pewnie! To co nas nie zabije, to nas wzmocni! – Zaśmiał się, wymieniając się ze mną arsenałem, po czym znów kontynuowaliśmy naszą zabawę. Rzucaliśmy i odbijaliśmy na zmianę odbezpieczone granaty, niszczą wszystko wokół.
Szybko znalazłam sprawców.
- Czy was ZUPEŁNIE POJEBAŁO bachory niewychowane?! - wrzasnęłam już z daleka, biegnąc w kierunku dwójki dzieciaków z zapasem granatów i kijem. Widziałam, że trochę szkód już narobili. - Zabawę sobie znaleźli! Okolicę będą wysadzać! A KTO MI TERAZ ZWRÓCI KASĘ ZA ŚNIADANIE?! - dopadłam do młodzika, który właśnie szykował się do wyciągnięcia zawleczki i wyrwałam mu przedmiot z dłoni.... Ależ, chwila... Ja go chyba znam... - ...Dzieciak od dragów!
Zastygłam wraz z kumplem Aronem bez ruchu, patrząc ze zdziwieniem na krzyczącą kobietę, która szybkim truchtem do nas podchodziła. Nie wiedzieliśmy, wtedy o co chodzi, więc tylko staliśmy i przesyłaliśmy, sobie nawzajem spojrzenia wzruszając, przy tym ramionami. Gdy odebrano mi z rąk zabawki, wtedy krzykłam:
-Hej! – Skrzyżowałam ręce na piersi - Pani, chyba za dużo sobie pozwala! Owszem jestem dzieciakiem od drągów, ale dziś nie pracuje. Proszę, wiec oddać mi zabawki i w ogóle my się znamy ? – Spojrzała na kobietę.
- Ktoś tu ma krótką pamięć. - prychnęłam. - Chyba wielu osobom oferujesz prochy przy pierwszym spotkaniu, jeszcze jakieś Aya, Ayachuja-coś. Ja cię szukam, chce zwrócić zdjęcie, a ty wysadzasz w powietrze moje śniadanie?? - wręcz dygotałam z wściekłości. Zwykła dzieciarnia, dla nich tylko zabawa, a ile szkód narobili!
Przyłożyłam palec do brody, rozmyślając nad słowami kobiety, próbując cokolwiek sobie przypomnieć. Nawet nie zauważyłam, kiedy kumpel przystanął tuż obok mnie i pochylił się na de mną.
-Brachu…- Szepną.
~ Mh? - Zerknęłam kątem oka na bruneta.
– Znasz tą wariatkę?
~Dlaczego tak od razu przezywać ją jako wariatkę ?
-Wydarła się na dzieci bawiące się w parku, to jest chore!
~ No fakt... - Kiwnęła głową - Coś mi świta, ale muszę się upewnić. - Zwróciłam się do kobiety-Młoda damo, to ty jesteś tą białowłosą bez majtek, która wczoraj nic ode mnie nie kupiła? - Przyjrzałam jej się od góry do dołu – Jeżeli tak, to wybacz, że od razu cię nie rozpoznałem, ale prędzej pamiętam osóbki, które kiedykolwiek coś kupiły ode mnie.
Bez majtek...? Dzieciak, nie dość że psychol, to jeszcze zboczeniec!
- Własne prochy ci mózg przeżarły?
Przechyliłam lekko głowę na bok, wpatrując się w białowłosą z delikatnym uśmiechu.
~ Ależ skąd! Ja tylko sprzedaje prochy, nie spoczywam ich, aż tak głupi nie jestem! Wiem, że są szkodliwe.
- Brachu, w ogóle skąd ty wiesz, że ona jest bez majtek? – Spytał kumpel Aron, szepcząc min do ucha.
~ Hehe… Mam swoje sposoby! – Uśmiechnęłam się łobuzersko.
- Ohoh! Chłopie, kozak z ciebie! - Klepną mnie w ramię.
~To, ja wiem!- Zachichotałam, po czym ponownie zwróciłam się do kobiety. - Słuchaj, mówiłaś coś o zdjęciu, prawda?
Przyrzekam, że drgnęła mi powieka. Jak jeden dzieciak może być tak.... Ugh!
- Mówiłam. Ale to było W C Z E Ś N I E J. Uważasz, że ci je oddam, po tym, jak zniszczyłeś moje śniadanie i prawie wysadziłeś mnie w powietrze? Niedoczekanie, nieletni zbereźniku! - odwróciłam się na pięcie. Jeszcze moment, chwila, i urwę dzieciakowi łeb. Temu drugiemu tak samo, przecież nie można zostawiać świadków zbrodni. A jeden granacik sprawi, że to wszystko będzie wyglądać na wypadek... Tak, mam już idealny plan na morderstwo.
Przewróciłam oczami i zrobiłam zniesmaczoną minę. Natomiast mój kolega zaczął, przedrzeźniał kobietę, robiąc przy tym głupie miny.
-Pierdoli, ta baba jak moja zmarła babunia przy menopauzie. - Szepnął mi do ucha, co wywołało u mnie napad śmiechu, który był naprawdę zaraźliwy, że mój kolega zaczął się razem ze mną śmiać.
Irytujące bachory! Żwawo ruszyłam w swoim kierunku. Próbujesz być miłą, i co dostajesz? Hah, nawet nie warto się starać! W tej chwili nie miałam zamiaru słuchać jakichkolwiek wyjaśnień, próśb czy czegokolwiek innego. Dzieciak nie dostanie zdjęcia, widocznie mu na nim nie zależy.
Śmialiśmy się z kumplem tak z dobre parę minut. Jednakże nasze rozbawienie przerwałam, gdy zauważyłam, że białowłosą odchodziła. Nie chciałam mieć z nikim żadnych kwasów, wiec podbiegłam do kobiety, ale zatrzymałam się kilka centymetrów przed nią i odezwałam się miło w jej stronę:
~ Hej! Tak bez pożegnania odchodzisz?! - Założyłam ręce na piersi, jednocześnie przenosząc cały ciężar ciała na lewe biodro. – Wiem, że trochę przesadziliśmy i nasze zachowanie mogło bardzo cię zdenerwować. W imieniu kumpla i moim, bardzo przepraszamy za niewybaczalne zachowanie i też za śniadanie. Wiedz jednak, że nie zrobiliśmy tego umyślnie, po prostu się bawiliśmy znalezionymi zabawkami. – Spojrzałam na kumpla, po czym powróciłam swym wzrokiem do białowłosej – To co miedzy nami ok ? – Uśmiechnęłam się i włożyłam obie ręce do kieszeni, wtedy chwili zmarszczyłam brwi, bo nie poczułam w jednej z nich cennej fotografii. Zaczęłam, wiec nerwowo „macać” wszystkie kieszenie.
Po prostu go wyminęłam.
- Jeśli uważacie granaty za zabawki, to myślenie chyba nie jest w zasobie waszych umiejętności. -warknęłam. Jedyne co udało mu się zrobić swoją wypowiedzią to bardziej mnie zirytować. Nie pamiętałam żadnych kontaktów z dzieciakami, ale jeśli wszystkie są takie, to raczej nie ma nad czym płakać.
Nie słuchałam wypowiedzi kobiety, ponieważ przetrzymywałam w panice wszystkie kieszenie. Niestety, fotografii nie było śladu! Ten fakt zamroził mnie bardziej niż powiew zimnego wiatru.
- Nie mam go...- Poczułam ukłucie w sercu, a do moich oczu zaczęły napływać łzy.
Uświadomiłam, wtedy sobie, o co chodziło, gdy białowłosa wspominała o zwrocie zdjęcia. Natychmiast, wtedy odwróciłam się w jej stronę i chwyciłam za jej skrawek koszuli.
- Zdjęci. Powiedziałaś: „Chcę zwrócić zdjęcie”. Zdjęcie! To co było minęło, zwróć mi Go! Zwróć mi zdjęcie! Oddaj mi fotografię! - Zaczęłam powtarzać to jedno wyrażenie, lekko się trząść. Pierwszy raz od dłuższego czasu można było usłyszeć w moim głosie strach i bezsilność.
Zdziwiło mnie to...
- Teraz inaczej szczekasz, hm? - zmrużyłam powieki. - Skoro to dla ciebie coś aż tak cennego, to głupie było to zgubić, a potem jeszcze tak się zachowywać, nie uważasz? - uśmiechnęłam się z satysfakcją, zakładając ręce na piersi.
Milczałam, patrząc na białowłosą pustym wzrokiem, aż po chwili spuściła wzrok i wbiłam go w ziemię.
- A teraz zgubiłeś jeszcze język? Nawet na zwykłe 'przepraszam' cię nie stać? - prychnęłam.
Delikatnie zagryzłam swoją dolną wargę.
~ Przecież już cię przeprosiłam. - Wymamrotałam pod nosem, zerkając kątem oka na białowłosą, wzdychając cichutko - Przepraszam, a teraz możesz mi oddać moją własność.- Puściłam skrawek bluzki białowłosej, po czym wyciągnęłam w jej stronę swoją rękę.
Hmm... Zauważyłam coś w tej ostatniej wypowiedzi...
- Jesteś dziewczyną? - uniosłam brew. Tego się zdecydowanie nie spodziewałam.
Wypowiedziane słowa białowłosej uderzyły mnie niczym pięść prosto w żołądek. Bez wahania postanowiłam odparować cios:
~Nie... Co to za pytanie?! Jestem chłopcem z ciała, mięśni i kości. Nie widać ? - Prychnęłam, odwracając od kobiety wzrok. - Kurwa, wiedziałam, że mój długi język kiedyś mnie w kopie.- Pomyślałam,zaciskając zęby. - Zresztą nieważne! Oddaj mi lepiej moją własność! Proszę.-Wyciągnęłam rękę w stronę kobiety.
- Ooooh, czyli jednak. No kto by się spodziewał, huhu. - wyszczerzyłam zęby. - Wspaniale się ukrywasz. A zdjęcia i tak nie mam przy sobie.
Drgnęłam nerwowo i spojrzała w stronę białowłosej.
-Co?! Nie! Mówię ci przecież, jestem chłopcem! - Klepnęłam się dłonią w pierś - Moment! Jak to nie mam zdjęcia przy sobie ?! To gdzie o no jest?! - Gwałtownie chwyciłam kobietę i zaczęłam mocno nią trząść.
Dostał, a przepraszam, DOSTAŁA po łapach
- Jest tam gdzie je zostawiłam. Zachowuj się, młoda.
-Chyba młody! Jestem dwunastoletnim chłopcem. Jak mam ci to udowodnić?- Wymamrotałam z nadętymi policzkami - A z resztą....- Przycisnęłam pięść do klatki piersiowej. - Każdy uzna tą babę za wariatkę i nikt jej nie uwierzy, wiec nie muszę się martwić, że zna moją prawdziwą tożsamość - Pomyślałam. - - Idziemy po zdjęcie ! - Krzyknęłam.
Oh... Jak dobrze się zemścić!
- Już za późno, dziewczynko.
Westchnęłam, ciężko wychylając się zza ramienia białowłosej, a następnie machnęłam ręką, dając koledze znać, aby podszedł do nas. Od razu ruszył leniwym krokiem brunet.
-Co jest brachu? Zmywamy się stąd? - Staną koło mnie.
~Chciał bym, ale muszę z Tą Panienką iść, po moją własność, którą sobie przywłaszczyła! Weźmiesz cały arsenał do bazy i moją deskę?
-Musisz iść z tą babą, po swoją własność? - Zmierzył nas wzrokiem, po czym wyszczerzył zęby w głupkowatym uśmiechu. - Aha, czaję bazę! Nie ma sprawy.
~Dzięki. - Posłałam koledze serdeczny uśmiech - Dobra! Czas na nas, wiec do wieczora Aron.
- Do zobaczenia i baw się dobrze, stary. - Zachichotał, odchodząc, w tym czasie ja spojrzałam ponownie na białowłosą.
~ Prowadź do miejsca, w który jest moja fotografia. - Machnęłam ręką.
-Widzę, że ten twój niewychowany koleżka też nie wie o twojej małej tajemnicy... Chociaż dziwi mnie, jak tak młode dzieciaki mogą być tak... - nie skończyłam, wsuwając ręce w kieszenie i spokojnym krokiem kierując się w stronę mojej 'bazy'. - Wisisz mi śniadanie. Policzyłabym ci jeszcze za stary moralne, ale znaj moją dobroć.
W co ja się wpakowałam... Przewróciłam oczami i ruszyłam za białowłosą.
~ Dziękuję za Twoje miłosierdzie o Pani! - Zrobiłam nieokreślony znak ręką wyrównają z nią krok i szlam ramię w ramię z kobietą.
- Nie przeginaj. Nie mam humoru na żarty. - prychnęłam. - Tego śniadania ci nie odpuszczę. Jak raz zdecydowałam się na trochę luksusu, to musiałaś podrzucić mi bombę. I to dosłownie.
Schowałam ręce do kieszeni spodni i kopnęła puszkę, którą napotkałam po drodze.
~ Sorry...- Wzruszyłam ramionami - Luksusowe śniadanie, tak? Mhm...- Wymamrotałam, kompletnie zapominając o głównym celu. - Teraz to, aż ja sama zgłodniałam! Wstąpmy, wiec do tamtej meksykańskiej restauracji. - Pokazałam ręką - Wiszą mi hajs za dragi, wiec będziemy mieć dobre żarcie za Frii.
- Hm, uznajmy, że może być. Byle tylko naprawdę było dobre. Prowadź, dłużniczko ~ - oh, jedzenie. Zaburczało mi w brzuchu.
Uśmiechnęłam się pod nosem i ruszyłam w stronę wspomnianej restauracji. Nagle jakby znikąd zaczął padać deszcz. Zaczęłam wiec biec , ile sił w nogach, w kierunku lokalu. Przekroczywszy próg meksykańskiej gastronomi, napotkałam uśmiechniętą twarz właściciela. Kiwnęła głową w geście przywitania, a następnie przechodząc, między kilkoma stolikami wybrałam, miejsce na samym końcu przy oknie. Wygodnie siadając na kanapie, rozejrzałam się. Restauracja była moim zdaniem fajnie urządzona. Stoliki, które znajdowały się gdzieś w środku miały czerwone obrusy z chustkami na stojaczku, a krzesła miały srebrne oparcia z czerwonymi siedzeniami. Te pod ścianami i w rogu pomieszczenia miały jakby kanapy, także czerwone, a stoliki były takie same jak te na środku tylko nieco większe. Na ścianach wisiało wiele kolorowych ozdób, a na parapetach znajdowały się małe słodkie kaktusy. Przy ladzie było parę wysokich krzeseł, a nad nią wisiały szklanki, kieliszki, kubki na metalowych uchwytach. Niedaleko nas było też kilka automatów z grami.
Hah, dziewuszka boi się deszczu. No cóż Biegłam razem z nią, a gdy dotarłyśmy do lokalu, zaczęłam się rozglądać. Nie znałam jeszcze tego miejsca, a może po prostu tego nie pamiętałam, więc warto było się dowiedzieć. Usiadłam naprzeciw niej, obserwując ją wyczekująco
- Więc? Co proponujesz? I mogłabyś się przedstawić, chyba że mam do ciebie mówić Dziewczynko...
Natychmiast zatkałam kobiecie usta ręką, by nie mówiła tak głośno.
~Ciszej! Nie każdy musi wiedzieć o mojej tajemnicy! Zwłaszcza właściciel lokalu i jego ludzie, którzy handlują po całym świecie małymi dziewczynkami! Zastanów się, musieli mieć jakoś hajs na taką cudowną restauracje, prawda ?! - Powiedziałam szeptem, a następnie westchnęłam zabierając rękę z ust białowłosej. - L tak mnie zwą, a ciebie?
- Elll - powtórzyłam. - El, a może Ly? No, któreś się przyjmie... Jestem Deiva. Więc co jemy?
Podniosłam Menu ze stołu i zaczęłam wertować wzrokiem.
~ Hm... Może jajecznicę na bekonie ze szklaneczką soku żurawinowego, co ty na to ? - Uniosłam wzrok z karty na twarz białowłosej.
- Może być... Tylko ten sok żurawinowy, to raczej dla dzieci. Liczyłabym na coś mocniejszego, za ten cały stres. - usiadłam wygodniej, podciągając nogę pod siebie.
Kiwnęłam głową i wyprostowałam się, wzywając do nas kelnera gestem, który niezwłocznie podszedł do naszego stolika i przyjął nasze zamówienia.
- Wygląda na to, że naprawdę masz tu spore znajomości. - obserwowałam ją
Delikatnie się uśmiechnęłam.
~Zapracowałam na to...- Szepnęłam.
- Hm, ciekawe. Ale wciąż uważam, że twój sposób zapracowania na to jest... Dziwny.
Położyłam łokcie na blacie i podparłam głowę rękami.
~ Czy ja wiem.... Lepsze to niż bycie czyjąś marionetką lub żebrakiem albo czymś jeszcze gorszym. -Powiedziałam i zaraz potem przyszedł kelner z naszym zamówieniem. Położył tacę z jedzeniem na stoliku i życzył nam smacznego.
- Hm, może i tak. - powąchałam jedzenie. Pachniało zdecydowanie przyjemnie, nawet lepiej niż to, co dostałam w tamtej dziurze. Mimo wszystko czekałam, aż dziewczynka zacznie jeść pierwsza, tak dla zasady. Napojowi za to przyjrzałam się jeszcze dokładniej. - Ale jest też dużo przyjemniejszych zajęć. Zapewne nie tak dochodowych, ale bezpieczniejszych. Nie szkoda ci na to dzieciństwa?
Chwyciłam w dłonie sztućce i wzięłam pierwszego kęsa. Delikaty bekon rozpłynął się w moich ustach. Wszystkie inne składniki pasowały do siebie idealnie. Delektowałam się posiłkiem, aż po słowach białowłosej odłożyłam powoli sztućce.
~ Deava... Prawda jest tak, że musiałam szybko dorosnąć, by przeżyć. By przetrwać, musiałam się wmieszać w tłum. Musiałam zająć się sobą sama, dzieciństwo skończyło się tamtego popołudnia, gdy straciłam najbliższych. - Chwyciłam za szklankę i wypiłam sporą ilość napoju.- Czas abym ja zadała kilka pytanie. Pierwsze z nich brzmi następująco...- Odłożyłam szklankę - Czy ty naprawdę nie nosisz bielizny?! Muszę się upewnić, bo wiesz, ja wcześniej zgadywałam. - Uśmiechnęłam się rozbawiona.
Szybko wzięłam kęs jedzenia. No cóż to za pytanie? Ale jedzenie wyjątkowo smaczne, przyznaje.
- A po co? Krępuje ruchy. Szybko się niszczy. A i ciężko znaleźć coś, co pasuje, a o własnoręcznym wykonaniu nawet nie ma co mówić. Jeżeli masz takie zdolności do zgadywania, to mogłabyś zarobić nawet na sztuczkach z kartami. - przełknęłam i napiłam się, wracając myślami do pierwszego spotkania, gdy dziewczyna zaoferowała mi coś na pamięć. Wtedy wydawało mi się to jeszcze bardziej... Niepokojące. - A może z ciebie jakieś medium? Żadne duchy ci nic nie podpowiadają? - rzuciłam przed kolejnym kęsem, zataczając w powietrzu koła widelcem.
Słuchałam Deaven z takim podziwem i zainteresowaniem, jak te wszystkie babcie w niedzielę na mszy co jakiś czas potakując głową i się śmiejąc. W pewnej chwili, gdy piłam sok zaintrygowały mnie ostanie słowa białowłosej. Odstawiłam szklankę na stolik i odparłam :
~Medium? Skądś ty to wzięła? Chociaż śmieszne, że o to pytasz, bo słyszę to często od swych klientów. Tylko dlatego, że trafnie doradzam w sprawie towaru... - Prychnęłam rozbawiona - Prawda jest jednak taka, że nie mam żadnych mocy i nie rozmawiać z duchami. Potrawie jednak być przekonująca,obserwować i łączyć wszystko w całość, jak prawdziwy Sherlock Holmes. - Uśmiechnęłam się delikatnie, odsłaniając przy tym swoje zęby.
Gdy mówiła, wciąż patrzyłam na dziewczynę, starając się trochę więcej zrozumieć. W każdym słowie mogła się kryć jakaś wskazówka dotycząca... No, czegokolwiek. Gdy dziewczyna jednak oznajmiła, że żadnych mocy nie posiada, z jednej strony wydało mi się to dziwne. Jeśli mówiła prawdę, musiała mieć wyjątkowo dobrą intuicję.. Hm.
- A po czym konkretnie wysnuwasz takie wnioski? Na przykład, powiedz, skąd wzięłaś pomysł, że brakuje mi jakiś wspomnień? To dość niezwykła idea. - mimo że pozornie byłam spokojna i rozluźniona, to w moim umyśle panowała burza. Może dowiem się czegoś nowego, a może nawet ta drobna dziewczyna mi się przyda?
Wzięłam ostatni kęs swojego dania i oblizałam widelczyk.
~ Z mowy ciała, emocji, symptomów. W twoim przypadku wysunęłam taki wniosek z trzech rzeczy.- Mówiłam, machając widelcem w powietrzu, który po chwili odłożyłam, wyciągając trzy palce w stronę białowłosej.- Blizny z tylu głowy. Pewnie pamiątka po upadku z wysoka. Postury ciała. Jesteś lekko zgarbiona, to oznaka niepewność i zachwianej równowagi siły Yin i yang. Podwyższone tętno, mówiące wszystko...- Nachyliłam się lekko i splotłam dłonie ze sobą- W ogóle, dlaczego o to pytasz? Czy tym razem też trafiłam? To może jednak się skusisz na moją Ayahuasce. Moja oferta nadal aktualna, 50% taniej dla nowych klientów.- Uśmiechnęłam się niewinnie, wyciągając z kieszeni spodni fiolkę.
Odkładając ją, na stolik usłyszałam, za sobą dźwięk uderzenia w skórę z rozłożonej dłoń, a zaraz po nim kobiecy, zaniepokojony głos. Odruchowo spojrzałam w tamtą stronę i zobaczyłam leżącą na ziemi roztrzęsioną kobietę, a przed nią stojącego muskularnego mężczyznę, który cicho się śmiał. Ten widok przypominał mi dzień, w którym wszystko straciłam! Wprawiło mnie to w osłupienie i wściekłość. Bezwładnie zacisnęłam dłonie w pięść. Patrzyłam jak ten palant, chciał ponownie uderzyć kobietę i nie wytrzymałam, podeszłam do mężczyzny, chwytając jego przedramię i powiedziałam:
~ Dość!
Mężczyzna tylko na mnie spojrzał, mruknął coś pod nosem i rzucił mną w tył niczym szmacianą lalką. Wpadłam wprost na blaszany stolik, upadając wraz z wszystkimi rzeczami znajdującymi się na stole na płytki robiąc ogromny hałas.
Ciąg dalszy nastąpi...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz