17 wrz 2020

Zjem cię! A może nie?

Rix | Belmont


    Kolejny ląd, kolejny kraj, ale ludzie jak zwykle ci sami... Dzielą się na dwa różne rodzaje. Tych którzy mają wszystko oraz tych co nie mają nic. Coś pomiędzy zazwyczaj nie istnieje, a przynajmniej według mnie.
Gdzie ja należę? Nigdzie. Nie jestem człowiekiem, ani nie chce mieć z nimi nic wspólnego. Chociaż wolę ich niż.... INNYCH.
Mam na myśli innych mutantów. Od nich to trzymam się z daleka i unikam ich jak ognia.
Wracając... Właśnie przycumowaliśmy statek do brzegu jakiegoś tam kraju. Nie pamiętam jakiego bo oczywiście kolejny to już raz wszedłem na jakiś statek na gapę.
A więc tak... Załoga zaczęła wszystko wyjmować, a ja w tym czasie ruszyłem, jak gdyby nigdy nic, w stronę miasteczka.

    Oddałem wszystkie upolowane zwierzęta do skupu i Odebrałem zapłatę. Na dziś to już koniec interesów. Należało rozejrzeć się za czymś do jedzenia.
Szybko opuściłem żywe tereny miasta i wzniosłem się nad okolicą

    Chodziłem między straganami i rozglądałem się za ofiarą... Przed sobą zauważyłem jakiego bogacza który sam nie wiedział co kupić i co chwilę wpadał na jakieś osoby. Idealnie.
Zakradłem się i niby przez przypadek na niego wpadłem. Oczywiście zaraz przeprosiłem i niby w pośpiechu ruszyłem dalej. Gdy znikałem pomiędzy straganami to szybko wbiegłem w jakąś boczną uliczkę i potem do lasu. Po drodze oczywiście zebrałem kolejne fanty.

    Wypatrywałem zdobyczy. Ruchu, odbłysku, czegokolwiek.
Szybko, jednego po drugim, złapałem dwa latające króliki, jednak raczej to nie wystarczyło.
Znów lecąc wyżej, wysoko, szukałem czegoś większego...

    Z kieszeni wyciągnąłem swoje łupy. Od bogacza zawinąłem małą sakiewkę z tutejszą walutą co powinno mi starczyć na kilka dni. Ze straganów zawinąłem trochę owoców oraz suszonego mięsa
    I nareszcie coś błysnęło. Jeszcze chwilę obserwowałem, po czym ruszyłem w dół, lotem pikowym
Poprawiłem Kosturn który miałem przewiązany na plecach i ruszyłem przed siebie. Znalazłem się na niewielkiej polanie
    Idealnie...
Metry od celu wyrzuciłem szpony w przód, chwytając ofiarę

    Nawet nie zdążyłem jakoś zareagować, a już znajdowałem się kilka metrów nad ziemną... Przez pierwsze kilka sekund był to szok, a po chwili przerażenie.
    Hmm, to się nada
Nabrałem wiatru w skrzydła, unosząc się coraz wyżej.

    Spojrzałem w górę. Że też musiałem natrafić na Harpie!
- PPPuszczaj mnie! - zacząłem się wiercić. Nie patrzy w dół... Nie patrz w dół...

    Spojrzałem w dół.
- Jedzenie nie gada

- Nie jestem jedzeniem! - próbowałem sięgnąć do mojego Kosturnu jednak jakoś nie mogłem dosięgnąć.
- Jeszcze nie - podrzuciłem go, by lepiej złapać.
Nie myśląc dużo odrazu załapałem się go mocno
- Ccco ty robisz?! Chcesz mnie zabić?!

- Jeszcze nie. Cicho tam.
- To mnie wypuść! - Spojrzałem na sekundę w dół... - Albo jednak nie! Wyląduj!
Co za gadatliwe mięso...
Wyżej.

Zamknąłem oczy i zacząłem piszczeć.
- Cicho! - trzepnąłem futrzakiem.
Najeżyłem się.
A może po prostu go zrzucić, skręci kark i będzie spokój... Ale te plamy opadowe, ugh..
- Ląduj ptaku!
- Albo się zamkniesz, albo urwę ci łeb na miejscu
- Po prostu mnie wypuść!
No to puściłem.
Odrazu skuliłem się w kłębek i zamknąłem oczy
- Ratuj!!!

    Żałosne.
Szybko znów pochwyciłem ofiarę.
Szybko chwyciłem się jego i złapałem się mocno pazurami.
Skrzęknąłem i dosłownie rzuciłem nim w górę.
Zacząłem machać kończynami próbując się czegoś złapać.
Tym razem chwyciłem go tak, by pazury były z daleka ode mnie
Nienawidziłem unosić się nad ziemią... Zamknąłem oczy i próbowałem o tym nie myśleć.
Do gniazda.
Niech to się już skończy...
Tam wrzuciłem go do swojej spiżarni.
Przeturlałem się kilka metrów
Zamknąć.. i gotowe. Już nie wylezie.
Otrząsnąłem się i spojrzałem za nim
- Ej!

Do domku... Nareszcie. Święty spokój.
Pobiegłem do drzwi i zacząłem w nie walić.
Od razu wyłożyłem się na kanapie.
- Wypuść mnie!
Rozciągnąłem kości... Przyjemnie strzeliły.
Westchnąłem i oparłem się o drzwi... I co teraz?
Ogarnąłem zawartość torby. Dużo fajnych świecidełek znalazłem...
Wyciągnąłem z kieszeni zapalniczkę i zacząłem świecić pomieszczenie. Już po sekundzie pisnąłem.
Przygotowałem też króliki.
Było to istne cmenarzysko. Na podłodze oraz jakiś półkach walały się kości... I do tego ten smród.
Cudne mięsko... Musiały być młode.
To nie tak że nie jadam mięsa... Jadam, ale nie lubię polować sam. Wolę kraść bądź kupować na straganie... Zacząłem się rozglądać za innym wyjściem.
Zjadłem ze smakiem. Szkoda tylko, że nigdzie nie mogłem znaleźć porządnych przypraw.
Jedyne co znalazłem to jakąś dziurę przy suficie, która służyła chyba do wentylacji... Jestem mały, ale nawet ja się tam nie zmieszczę. Chwyciłem za kostrun i próbowałem jakoś otworzyć drzwi.
    A teraz... Czas sprawdzić, co to gadatliwe mięso ma przy sobie. Może znajdzie się coś ciekawego?
Oczywiście podleciałem od góry. Podniosłem ciężką klapę.
Pchnąłem lekko i magicznie się otworzyło... A jednak nie magicznie to zauważyłem jego...
- A to co za kij? - szponem chwyciłem za to, co trzymał, wyrywając mu.
- Oddawaj to! - zacząłem podskakiwać próbując dosięgnąć swojej własności.
- Cicho tam - stuknąłem kijem w klape. Zwykłe drewno.
- To moja własność! Nie masz prawa tego dotykać!
- Jesteś jedzeniem. Nie masz własności - rzuciłem kij na zewnątrz i zeskoczyłem do środka.
- Nie jestem żadnym jedzeniem! Masz mnie w tej chwili stąd wypuścić. - sięgnąłem z tyłu paska i wyciągnąłem mały sztylet. Trochę samoobrony to ja umiem
    Parsknąłem.
- I co chcesz tym zrobić, podłubać sobie w zębach?

- Nie. - wykonałem pierwszy ruch
Nawet nie musiałem się uchylać
Zamachnąłem się by zranić go w ramię.
Lekki ruch wystarczył, by wytrącić mu broń z ręki
Szybko znów po nią sięgnąłem.
    Chwyciłem szponem
- Żałosne

Warknąłem i spojrzałem mu prosto w oczy
    Spoglądałem z góry
- Dawaj rzeczy

- Nic ci nie dam. - cofnąłem się o krok
- Dawaj albo sam wezmę
- Nie dam - cofnąłem się o kolejny krok i sięgnąłem po jakąś ostrzej zakończoną kość. Ochyda, ale nie miałem innego wyboru
- I tak długo nie pożyjesz
- Jeszcze się przekonamy kto pierwszy będzie tutaj leżał
- Wiesz, mogę cię też zabić od razu...
- Nie uda Ci się
- A chcesz sprawdzić? - uśmiechnąłem się drapieżnie
- Nie zapominaj że również jestem drapieżnikiem - stanąłem w pozycji obronnej
    Rozłożyłem skrzydła
+ Więc chcesz walczyć o życie?

- Pytanie brzmi czy ty chcesz walczyć o swoje...
    Parsknąłem
- Wojownicze żarcie

- Nie jestem żarciem
- Oh, dla mnie jesteś - zbliżyłem się powoli
Byłem w gotowości....
Krok po kroku
Raz... Dwa...
Podciąłem mu nogi
Szybko podskoczyłem
I przybiłem go do ściany
Próbowałem go kopnąć
Zablokowałem go. Teraz już mi nie ucieknie
Nie poddam się. Ugryzłem go
Chwyciłem go za szczękę
Znów ugryzłem i trzymałem
Przydusiłem go mocno
Nie puszczałem
Mocniej. Niech zna swoje miejsce
Jednak nie wytrzymałem... Próbowałem zaczerpnąć powietrza
    Wciąż go tak trzymałem
- Już nie jesteś taki hardy?
- Cichaj... - wybełkotałem i Wbiłem pazury
- Chyba naprawdę chcesz umrzeć
Pokręciłem głową. Już robiło mi się ciemno przed oczami
Cóż... Poczekamy aż padnie
Ostatkami sił próbowałem jeszcze się jakoś uwolnić...
Trzymałem mocno
Próbowałem jeszcze zabić go wzrokiem aż w końcu moje powieki opadły
    Hmpf, nareszcie
Puściłem go, i runął na ziemię. Czas przejrzeć jego rzeczy
Poczułem jeszcze jak moje ciało staje się ciężkie i lecę w dół
Hm, nic mu się już nie przyda. Ubrania też nie
Czułem że coś się że mną dzieje, ale nie mogłem zareagować
Wyniosłem wszystko. Zostawiłem go nago
Leżałem na brudnej oraz zimnej podłodze
Zacząłem przeszukiwać jego rzeczy
Nadal nie byłem w stanie wstać
Uuuu, świecidełka.... I to sporo, huhu
Ciemność...
Wszystko ładnie porozkładałem
Nicość...
Szkoda tylko że będzie z niego mało mięsa
Cisza...
No, ale to zawsze lepsze niż nic. Na kilka dni starczy
    Nie wiem ile czasu minęło, ale mogłem trochę pomyśleć. Po pierwsze trzeba będzie jakoś zwolnić moją egzekucję. Po drugie zaplanować ucieczkę. Po trzecie wykonać plan. Brzmi łatwo, ale czy tak będzie?
    Może utrzymam go przy życiu? Mięso wytrzyma dłużej.... Ale musiałbym jakoś go uciszyć, bo można ześwirować, takie to gadatliwe. A ten ogon byłby ciekawą poduszką..
    W końcu mogłem powrócić do rzeczywistości. Postanowiłem nie ruszać się za bardzo by nie zauważył odrazu że już się obudziłem. Powoli uchyliłem jedną powiekę i rozejrzałem po pomieszczeniu
    Ale wypychanie go mogłoby być dość ciężkie.... Nie uszkodzić włosia, zachować naturalny kształt... Chociaż, równie dobrze możnaby użyć ryżu bądź grochu. Byłaby taka ciepła kita..
    Nie było go widać mogłem się podnieść. Gardło trochę Bolało, ale dało się wytrzymać. Usiadłem i oparłem się o jedną z ścian. Przeszedł mnie lekki dreszcz i przez to zauważyłem że nie mam nic na sobie
    Tak, możnaby ją nagrzać... Cudnie.
Jeszcze raz przejrzałem rzeczy mojej zdobyczy. Właściwie nie było tam nic konkretnego, oprócz właśnie tych świecidełek. Szkoda nawet

    Nie było nawet czym się odkryć. Na szczęście mam dwa ogony.
Gdy już trochę się otrząsnąłem, to wstałem i przyjrzałem się bliżej pokojowi. Może z czegoś zbuduje drabinę, bądź dzieki czemu będę mógł dosięgnąć do sufitu

Pomyślmy, co można zrobić z takiego lisa? Potrawkę z warzywami... Może stek... A gotowane uszy fajnie chrupią, o. Podroby też się przydadzą
    Warto iść się przyjrzeć i ocenić zasoby..

    Kości, kości i jeszcze raz kości.... Nic z tego chyba nie wyjdzie.
Podskoki też nic nie dają

Ruszyłem do niego. Może już się obudził, byłoby ciekawiej
Ledwo co dosięgałem, ale drzwiczki jednak otwierały się na zewnątrz, więc nie dałem rady
    Wylądowałem na klapie. Szybko ją otworzyłem, by w razie czego nie dać mu okazji do ucieczki. Wskoczyłem do środka
- Oh, witaj, przekąsko

    No akurat stałem dokładnie pod klapą... Więc wylądowałem na ziemi
- Nic się nie zmieniło. I nadal nie jestem jedzeniem!

- Jesteś mięsem, które stanie się jedzeniem. - zacząłem krążyć dookoła niego
- Nie nie jestem. - wstałem i się otrzepałem
- Ale będziesz - całkiem ciekawa szynka... Dość mała, ale zacna
- Wątpię. - obserwowałem go
- Ah tak? A jak masz zamiar się stąd wydostać? - zachichotałem
- Jeszcze zobaczysz. Narazie nie chce zdradzić ci tej niemiłej nispodzianki
- Niezwykła wiara w siebie... Ale cóż, nadziei co nie zabiorę. - podszedłem bliżej od tyłu, po czym pomacałem jego ucho. - Kitsune?
    Od razu zrobiłem wielki krok w przód
- Nie. Królik.

- Ooooh, skoro królik, to musi być ci ciężko, być tak.... Dotkniętym i innym. Ulżę ci w cierpieniu. Widzisz, jaki jestem dobry? - uśmiechnąłem się drapieżnie
- Wcale nie cierpię. Mam dosyć spokoje życie i nie narzekam. - byłem przygotowany na jakiś atak. Dzisiaj miałem plan...
    Wciąż krążyłem dookoła niego, zostając jednak bardziej z tyłu
- Ah tak? Zwykłe, spokojne, królicze życie, mówisz?

- Dokładnie. Nie wychylam się, więc drapieżniki mnie nie zauważają - obracałem się cały czas w jego stronę. Nie pozwalałem na to by był za mną. Nadal czułem się trochę nieswojo będąc nago, ale od czego ma się dwa puszyste ogony?
- No w to nie uwierzę. Widać cię z daleka i z wysoka.. - tym razem smyrnąłem pazurami jego ogon
    Odrazu Przyciągnąłem ogon bliżej siebie
- Jesteś pewien że to mnie widziałeś? Bo celowałeś w jakąś sarenkę i nie trafiłeś?

    - Całkowicie pewny - hmmmm, chyba zaczyna wymiękać... Bardzo dobrze~
- Z tą ilością błyskotek trudno nie zauważyć

- A ciebie łatwo przekupić. Sroką jesteś że na błyskotki polujesz? - Jeszcze trochę...
- Skąd taki wniosek? Sam stawiłeś się na widoku. - delikatne kostki... Pięknie się wygotują. Będzie wywar
    - Ponieważ nikt inny jeszcze mnie nie upolował. Mam nadzieję że jest to pierwszy i ostatni raz. - gdy tylko straci czujność planuje skok. Będę musiał trochę przeboleć swój lęk wysokości, ale dam jakoś radę odbić się od niego i podskoczyć do otworu. Aż tak trudno być nie powinno
- Na pewno ostatni. U mnie nic się nie marnuje... Ale teraz zostawię cię samemu sobie. - błyskawicznie wydostałem się ze spiżarni. - Ciesz się ostatnimi chwilami
- Cholera! - tupnąłem stopą jak to na "dziecko" przystało i rzuciłem w niego kością
    Phah, nawet nie ten kierunek
- Po co rzucasz, skoro nie umiesz?

    - Już zniknij mi z oczu! - kolejne tupniecie, a do tego skrzyżowanie rąk. Nie spodziewałem się że będzie z nim aż tak wielki problem. To miała być spokojna wyprawa... Pobyt na Góra dwa dni i odrazu podróż gdzie indziej, ale nie... Jakiś ptak musiał mi pokrzyżować plany
    Hah, co za dzieciak
Zatrzasnąłem klapę. Zaświtał mi powiem pomysł, całkiem inny od zjedzenia go..

Oparłem się o ścianę i zjechałem po mniej w dół. Czyli muszę czekać aż jaśnie pan znów zechce mnie odwiedzić i wtedy spróbować znów
    Całkiem interesujący byłby z niego pupil, taki zwierzak domowy...
Tylko najpierw trzeba go wychować

    Jedno jest pewnie. Nie poddam się. Nie dam mu się zjeść i będę walczyć do samego końca!
....No chyba że wcześniej umre głodu, bo właśnie mi zaburczało w brzuchu...

A to może być ciekawe i czasochłonne... Ale chyba będzie warto
Eh... Muszę wytrzymać. Nie dam mu żadnej satysfakcji
Głodówka na początek. Tak najlepiej działać
Usiadłem w kącie i oparłem głowę o drugą ścianę. Po prostu odpocznę
Sam będzie chciał współpracować... A wtedy ja będę laskawy~~~
Przymknąłem oczy i czekałem. Ciekawe ile już to siedzę
Wybrałem się na zbiory. Skoro to nie będzie mięso, musiałem znaleźć co innego
    Siedziałem tak już od jakiegoś czasu. Kilku godzin? Coś w tym stylu. Nie miałem nic innego do roboty więc po prostu siedziałem opierając się o ściany. Ciekawe kiedy mu się w końcu zechce mnie odwiedzić. W brzuchu nadal mi burczało, ale dało się to wytrzymać. Przeżywałem gorsze sytuacje
Mięso, owoce... Inne rośliny. Starczy na jakiś czas, więc będzie dobrze
    Od czasu do czasu ucinałem sobie krótkie drzemki, ale nadal byłem czujny. Chyba robiło się już późno, ponieważ zrobiło się trochę zimniej. Okryłem się szczelnie ogonami i czekałem...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz